Żyd z Wrocławia Żyd z Wrocławia
174
BLOG

Wizna czyli na pohybel klakierom

Żyd z Wrocławia Żyd z Wrocławia Polityka Obserwuj notkę 38

Ujadanie prawicowych i lewicowych piesków, których celem jest obrona pozycji poprzez okopanie się a następnie rzucanie mięsem (co ciekawe mięso nigdy się nie kończy) trwa od niemal dwustu tysięcy lat i wywodzi się z Afryki. Kiedyś oczywiście nie dzielono się na prawicę i lewicę, najpewniej z początku podziały były znacznie prostsze i sprowadzały się do stronnictwa z maczugami, dzierżącego władzę i z miłością wyznaczającego ciosy mniej posłusznym, oraz stronnictwa nie posiadającego maczug, które składało się z ludzi zawistnych i dążących do posiadania przymiotu władzy. Gdy ktoś go raz już posiadł, tedy trudno go było odebrać. Mniej więcej do tego sprowadzają się dzisiejsze problemy polityków, zaś klakierzy jak to klakierzy, ujadają na blogach i chętnie dają się poniżać w imię jakiś idei.

Idee same w sobie są złe bo zazwyczaj prowadzą do restrykcji, tak więc nawet klakierzy wolnościowi często popełniają błąd premiując coś, co koniec końców i tak ich zgubi. Nie o klakierach jednak chciałem rzec słów kilka, bo przecież nimi nie warto sobie zawracać głowy, po prawdzie wolę nawet maniakalnych teoretyków – spiskowców, są przynajmniej zabawni i nie obrażają się średnio co drugi komentarz. Miałem mówić o czymś ważniejszym i istotniejszym, co jednak koniec końców sprowadzi się do owego ujadania.

 

Otóż latem czterysta osiemdziesiątego roku przed oficjalnymi narodzinami siedmioletniego już wtedy Jezusa Chrystusa, poległ król Sparty Leonidas. Człowiek ów mężny, odważny i z całą pewnością niezbyt skryty, na pewno nie wylewny tylko twardy, walczył do samego końca z Persami. Persowie byli źli, bo chcieli podbić Grecję. Trudno powiedzieć z naszej perspektywy dlaczego właściwie byli tacy źli, skoro zarówno z Persami jak i z Grekami nie mamy kompletnie nic wspólnego. Amerykańskie kino zdążyło oczywiście przedstawić Persów jako barbarzyńców, zaś Greków – Spartan jako wielbicieli demokracji. Każdy przeciętnie zorientowany w historii człowiek wie, że Sparta i demokracja to były słowa wykluczające się. No ale słowo się rzekło – mity są potrzebne. Zupełnie jak teorie spiskowe! No i ten właśnie Leonidas, pokonując tysiące Nieśmiertelnych a także zwykłych popleczników groźnego Kserksesa I (co ciekawe jego armia to była prawdziwa koalicja o zasięgu międzynarodowym – ponad czterdzieści narodów zjednoczonych przeciw Grekom – dzisiaj nazwalibyśmy to wojną prewencyjną tudzież walką z terrorem) zginął śmiercią chwalebną i powstrzymał nawałnicę złych Persów. W gruncie rzeczy nie powstrzymał ich a barbarzyńcy splądrowali Ateny, ale to jest już szczegół często pomijany bowiem co w nim jest tak pięknego? I widzimy – śmierć tak niewielu miała według mitów i legend powstrzymać tak wielu.

 

I tutaj dochodzimy do sedna. Można nie zgadzać się z historią, dworować z niej sobie (wszak ponoć historia ma być pokazem błędów na których uczą się przyszłe pokolenia) jednak trzeba przyznać Spartanom, że mimo tak wielkiego zacofania marketingowego (w tamtych czasach nie istniał jeszcze McDonald ani inne podobne mu korporacje międzynarodowe) udało im się świetnie wypromować. Do dzisiaj pozostają tymi, którzy pokonali Persów a przynajmniej nieźle skopali im zadki. Marketing idealny, pamięć totalna, piękny mit.

 

No właśnie. I wszystko rozbija się o marketing. O tym właśnie chciałem napisać! O marketingu historycznym. Czymś, czego powinniśmy się od owych Spartan uczyć. Trwa właśnie kolejna rocznica Powstania Warszawskiego, niedługo mamy rocznicę wybuchu wojny, ataku Sowietów na Polskę a potem kilka innych dość ważnych wydarzeń w naszej historii. Bardzo tłoczno, jakbyśmy sami nie mogli się zdecydować kogo uczcić, dlaczego i o czym pamiętać. Nowe pokolenie, pozbawione wpływu komunistycznej propagandy, powoli zaczyna sobie przyswajać historię, jednak czasem jest ona przedstawiana w sposób zbyt zagmatwany. Na swoich pozycjach okopali się przeciwnicy Powstania jak i jego zwolennicy. Młodzi ludzie słyszą z jednej strony, że było to wielkie zwycięstwo i fantastyczny zryw narodowy, z drugiej zaś, że bez tej ofiary wszystkim żyłoby się lepiej. Dyskusje pozbawione sensu i jakichkolwiek podstaw, zwykła gdybanina klakierów histerycznych (z historią zazwyczaj ma to mało wspólnego, bo ta jest jedna i gdybanie z pewnością jej nie zmieni). Tak samo zaczyna się dziać wokół rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Niczym masa bezmyślna podnosi się coraz więcej głosów, że trzeba było iść na układ z Hitlerem. Bzdura na bzdurze i bzdurą pogania. Zastanawiam się jak będzie to wyglądało za dwadzieścia czy sto lat. Czy wtedy polscy histerycy będą sugerować, że w gruncie rzeczy Niemcy nie byli tacy źli. Pewnie tak, to jest bowiem typowy schemat.

 

Może zamiast tego powinniśmy za główne święto narodowe obrać nie tyle mit, co historię w mit obrastającą? Może zamiast hucznie świętować 1 sierpnia, 1 września czy 17 września, powinniśmy się skupić na 10 września – uczcić kogoś, kogo można nazwać polskim Spartanem – kpt. Władysława Raginisa. Wydaje się, że bitwa pod Wizną może być czymś, gdzie nie będzie idiotycznych sporów, bezsensownego gardłowania – trudno cokolwiek zarzucić i Raginisowi i polskim żołnierzom pod nim walczącym. Może powinniśmy wybudować mu pomniki, odświeżyć jego pamięć i zająć się prawdziwym marketingiem? Niechże w Hollywood nakręcą film za pół miliarda dolarów, coś na styl Sin City czy 300, piękne komiksowe przedstawienie bohaterstwa Polaków. Może w końcu przymkną się ci, którzy nie mają nic więcej do powiedzenia, aniżeli stek bzdur i często kłamstw? Czy może pozostaniemy przy tych wszystkich sporach, ocenach i bawieniu się w trwanie w miejscu?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka